Kilka miesięcy temu wraz z moim kuzynem wybrałem się do Niemiec. Z racji, że pomagał mi on kilka lat temu przy budowie mojego domu, to byłem jego dłużnikiem i tym razem ja musiałem się zrewanżować. Jechał on do swojego byłego pracodawcy, z którym miał kilka interesów do załatwienia, a ja byłem mu potrzebny do tego, żeby pomóc, by przewieść wiele rzeczy i jechać z nim na imprezę. Powiedział mi o tym w środku drogi już na niemieckiej autostradzie, a ja byłem bardzo zdziwiony, gdyż ubrałem się średnio elegancko i byłem pewien, że jedziemy tylko i wyłącznie do pracy. Nie przejmowałem się tym jednak, gdyż nikt mnie tam przecież nie zna.
Wiedziałem, że jadę tam pierwszy i zapewne ostatni raz, dlatego też postanowiłem wyluzować. Kuzyn jechał po meble z Niemiec, które obiecał mu były już pracodawca i powiedział, że Albert może je sobie zabrać. Były to meble z firmy, w której mój kuzyn pracował aż 9 lat. Działalność została rozwiązana i niestety po 9 tłustych latach przyszedł czas wrócić do Polski. Przynajmniej na chwilę, żeby przemyśleć swoje życie i ustalić jakiś dalszy plan działania. Było bowiem wiadome, że po tylu latach za granicą i tak dużym doświadczeniu jakie zdobył, będzie chciał je wciąż wykorzystywać w Niemczech i działać na tamtejszej ziemi. Znał w końcu w stopniu bardzo dobrym i język i tamtejszy rynek.
Byłoby więc bardzo głupie z jego strony, gdyby wrócił już do naszego kraju i pracował tu za marne pieniądze, jakie płaci się u nas w porównaniu z zachodem. Do Niemiec dojechaliśmy po 7 godzinach jazdy i byliśmy już w byłej firmie jego szefa. Albert spędził tam 9 lat więc była to naprawdę duża część jego dotychczasowego życia. Zaraz po dojechaniu na miejsce przywitaliśmy się z jego szefem i widać było pomiędzy nimi naprawdę dużą więź. Kuzyn znał ten perfekcyjnie język niemiecki, ale w sumie każdy przez tyle lat nauczyłby się go nawet mimowolnie. Jeśli słucha się czegoś przez tyle lat na co dzień i to od rana do wieczora, to nawet najbardziej oporna na wiedzę osoba musi coś załapać.
Ładowanie mebli z firmy oraz kilku innych rzeczy, którymi Niemiec postanowił obdarować kuzyna, postanowiliśmy sobie zostawić na następny dzień. W ten, w którym zajechaliśmy na miejsce odbywała się bowiem wielka impreza dla wszystkich pracowników, którzy pracowali w firmie przez wiele lat. Byłem niesamowicie zaskoczony rozmachem i samą ideą tego wydarzenia. Próbowałem sobie bowiem wyobrazić coś podobnego u nas w Polsce i niestety wydawało mi się to niemożliwe. Oczywiście w bogatych firmach zdarzają się bankiety i różnego rodzaju imprezy i jest to oczywiste, ale tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Była to przecież firma, która kończyła swoją działalność i zamykała oddział w tym mieście, który nie przynosił zysków. Mimo wszystko potrafili zachować się z klasą i docenić wszystkich pracowników, którzy pracowali u nich przez ponad 14 lat w tym mieście. Piękny gest i pokazanie, że nie warto palić w życiu mostów, bo każdy może nam się do czegoś przydać i warto doceniać osoby, które dla nas pracowały i nic nam nie zawiniły. Wiele razy słyszałem o niemieckiej solidności i tutaj czarno na białym mogłem ją zobaczyć na własne oczy i poczuć to wszystko z bliska. Na drugi dzień po udanej imprezie i poznaniu wielu ciekawych osób nadszedł czas by wracać do Polski. Odpoczęliśmy trochę i w te kilka godzin procenty uciekły z naszego organizmu.
Zabraliśmy się więc po obiedzie już w pełni sił za ładowanie mebli na samochód. Było ich naprawdę dużo, ale zgodnie oceniliśmy, że zajmie nam to niecałe dwie godziny. Wzięliśmy się więc wartko do roboty i faktycznie udało nam się wyrobić w te dwie godziny. O równej 15:00 pożegnaliśmy się z Niemcem, który przytulił się z Albertem i powiedział, że są w kontakcie. Zwiastowało to dalszą współpracę i kontakt mojego kuzyna z jego byłym szefem. Chociaż tak naprawdę nie wiem czy termin były miał tu jakieś logiczne i sensowne zastosowanie, gdyż było widać gołym okiem z mojej perspektywy, że Niemcowi zależy na Albercie i jego umiejętnościach za bardzo.